Dzisiaj, bardzo wcześnie rano obudził mnie hałas dochodzący od kuchni i salonu. Przeciągnęłam się i zeszłam z legowiska na parapecie, gdzie najczęściej zasypiam, patrząc na zachód słońca, i ze zdziwieniem zobaczyłam, że nie ma tam żadnych rzeczy. Zabrano nawet moje miseczki! Były tylko wieeeelkie pudła. Wróciłam do mojego kocyka na parapecie i bardzo się przestraszyłam, kiedy Pani go zabrała i wsadziła do mojego transportera. Potem wsadziła do niego również mnie! Na szczęście było tam kilka granulek karmy, które od razu zjadłam, bo byłam niesamowicie głodna.
Pani chwyciła transporter i postawiła na tylnym siedzeniu samochodu. Nie, tylko nie to! Nie chcę do tego mężczyzny w białym fartuchu! Nie chcę żeby znowu mi coś wkuwał!
W panice przeraźliwie miauczałam, przez co Pan pakujący ostatni karton do bagażnika musiał na mnie tupnąć. Nigdy tego nie robił, to dziwne. Położyłam się wygodnie na kocyku i tylko niespokojnie oddychałam.
*
Przespałam większość jazdy. Kiedy Pani wyniosła mój transporter i postawiła na podłodze obok samochodu, ze zdziwieniem zobaczyłam ceglany dom, zamiast pomarańczowego wielkiego budynku, przed którym tłoczą się właściciele z ich psami.
Pan i Pani w końcu wszystkie pudła zanieśli do tego domu, na końcu przyszli po mnie. Przez kratę widziałam wnętrze domu, było puste - nie licząc kartonów. Wypuszczono mnie do pokoju, w którym były już moje miseczki... i mój ukochany drapak! Szybko na niego weszłam, a, że był przy oknie spoglądałam z góry na drogę. Na parapecie położono moje legowisko, więc wskoczyłam na nie.
I leżałam tak, patrząc, dopóki Pani po mnie nie przyszła. Wypuściła mnie z pokoju i zaprowadziła przez cały dom, aż na tyły, gdzie wyszliśmy przez drzwi na słoneczny taras. Pan piekł mięso, czułam to. Mam nadzieję, że coś dostanę? I dostałam. Kawałek kiełbaski i ugotowaną marchewkę. Kiedy się najadłam wskoczyłam na stolik, a potem na płotek otaczający taras. Zobaczyłam, że dalej jest ogród.
- Kici kici. - Zawołała mnie pani. Przybiegłam do niej i chciałam wskoczyć na kolana, kiedy ona wstała z krzesła i, zachęcając mnie, zeszła schodami do ogrodu. Było oczywiste, że poszłam za nią.
Mieliśmy oczko wodne!! I były w nim ryby! Próbowałam je złapać, kiedy Pani je karmiła, ale o mało bym nie wpadła do wody, więc zaprzestałam próbowania. Kobieta poszła wróciła do domu po leżak i rozłożyła go przy oczku, zakładając okulary słoneczne i zaczęła czytać książkę.
Ja więc odeszłam od niej, nie mogąc opanować ciekawości. Ten ogród jest taaki duży! W domu w ogóle nie mieliśmy ogrodu. A właśnie... Kiedy my wrócimy do domu...?
- Kim jesteś? - Usłyszałam czyiś groźny głos. Odwróciłam się, strosząc sierść. Był to syjam, chyba kotka.
- Jestem Lily. - Powiedziałam uprzejmie mimo strachu. Tak mnie wychowano. - Przyjechałam tu z Panią i Panem.
- W odwiedziny czy coś...?
- Nie. Chociaż, nie wiem. To dziwne, bo przyjechali z dużymi pudłami.
- Więc to twój nowy dom. - Byłam zszokowana! Tak, jest tu ładnie, ale tęsknię za domem... To znaczy, już byłym domem... - Poza tym mam na imię Natalie. Czemu nie jesteś ze swoją matką?
- Bo jej... nie mam... - Przypomniałam sobie scenę, kiedy mama wpadła pod samochód, żeby odgonić od niej mojego brata... - Zginęła.
- Aha. - Powiedziała, niezainteresowana.
- A ty gdzie mieszkasz?
- Nie daleko, czasami tu przychodziłam, żeby zobaczyć te ryby. - Pokazała na staw. - Ale już nie będę, jeżeli ten teren jest już zajęty... Znasz tu kogoś?
- Nie, nikogo. Chyba że ryby się liczą.
- To chodź za mną. - Zeskoczyła z płotu.
Co? Mam przeskoczyć dwumetrowe ogrodzenie?
- No idziesz? - Odezwała się obok mnie.
- O Boże! Nie strasz mnie! - Odetchnęłam.
- Chodź. - Powiedziała i wyszła przez małą dziurę w płocie, ukrytą za krzakami.
Poszłam za nią.
*
Natalie zaprowadziła mnie do jakiejś chatki na drzewie - oczywiście musiała mi trochę pomóc się wspiąć, bo dzień przed tym miałam tępione pazurki.
Kiedy weszłam, zobaczyłam siedzącą na jednej z poduch niebieską kocicę.
- Spotkałam takiego malucha. - Natalie pchnęła mnie w jej stronę. - Nie zna tu nikogo, dopiero się przeprowadzili. I tęskni za domem.
- Nie mówiłam czegoś takiego! - Obruszyłam się.
- A nie tęsknisz? - Spytała leżąca kotka.
- No... tęsknię. - Przyznałam.
- Mam stado, może chciałabyś się przyłączyć? Nie byłabyś sama. - Zaproponowała.
Chwilę się zastanowiłam.
- Tak. A na pewno mogę?...
Kotka podniosła się i otarła się o mnie uspokajająco.
- Oczywiście.
- Dziękuję, dziękuję! - Skoczyłam na nią, czego się nie spodziewała, więc upadła. - Przepraszam, przepraszam!
- Nie przejmuj się tak. - Uśmiechnęła się. - W stadzie jest inna mała kotka, Luna, musisz ją poznać! Ale teraz odprowadzę cię do domu, żeby twoi właściciele się nie martwili.
Tak trafiłam do SKT :)